czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział 12

          Za radą dziennika postanowiłem odnaleźć Milę Crow i porozmawiać z nią. Musiałem tylko wrócić do miasta i do starych gazet z przed kilku lat. Kolejna rzecz nad którą musiał bym się zastanowić to powód mordercy, a co najważniejsze jak stanę oko w oko z policją to co im powiem? „Słuchajcie prowadziłem nielegalne śledztwo i zalazłem mordercę z przed dziesięciu lat.”. Może to coś zmieni, ale i tak dostanę karę sądu za nieformalne śledztwo. Wiem, że ważne jest odnalezienie winowajcy, więc nie zwracając uwagi na karę jaką przyjdzie mi zapłacić muszę rozwiązać tę sprawę.
           Tak jak podejrzewałem, w bibliotece znajdowały się wiadomości o nie jakiej Mili, piszę w artykule o niej tak: „Mila Crow mieszkająca w Brown Street zamordowała swoje dziecko z powodu depresji po porodowej. W bestialski sposób potraktowała swojego pięcioletniego synka”- tu zamieszczono drastyczne zdjęcie, którego nikt by nie chciał zobaczyć.-„Mila Crow skazana została na trzy lata pozbawienia wolności.”- Trzy lata? Ja bym na miejscu jej męża, kazałbym od razu zapleść pętelkę wokół szyi… Jest to okrutne, lecz dlaczego mam traktować tak okrutną osobę jak człowieka? Zabiła bez skrupułów swojego synka.
***
Jechałem tak do niej przez jakieś trzy godziny, aż w końcu dotarłem na miejsce. Brown Street to bardzo ciekawa okolica. Zróżnicowanie między stanami majątkowymi obywateli było znaczące. Obok pięknych, nowych i wyremontowanych domów, stały stare, zniszczone przez czas bloki. Mila mieszka chyba jednym z tych bloków.
Szukanie jej zajęło mi trochę czasu. Pytałem ludzi na ulicach w domach. Albo nikt jej nie znał, ani nawet na oczy nie widział, albo nikt z przepytanych nie chciał udzielić mi odpowiedzi. Pewnie jakbym pokazał im odznakę policyjną od razu udzielili mi prawidłowej odpowiedzi. Niestety takiej nie posiadam. Ojciec często mi mówił, że mam iść w stronę prawa, ale królestwo biurokracji mnie ciągnęło. I właśnie na tym się przejechałem…
Po jakimś czasie usiadłem na ławce, aby odpocząć i złapać oddech. Moim oczom ukazała się wysoka kobieta około pięćdziesiątki. „Podobna do kobiety na zdjęciu. Może to ona?”- pomyślałem. Właściwie nie mam już nic do stracenia. Najwyżej w tej okolicy nie pojawię się przez kolejne kilka lat, bo będę, a raczej już jestem, uznawany za dziwaka, który szuka kobiety, o której nikt nie słyszał.
-Przepraszam…- Podszedłem do niej nie pewnie, a ona spojrzała na mnie trochę krzywo.
-Czego chcesz?- rzuciła niemiło.
-Czy wie pani gdzie mieszka Mila Crow?
-To zależy kto pyta.-powiedziała i zeskanowała mnie wzrokiem.-Nie wyglądasz mi na glinę, czego chcesz?
-Chciałem się zapytać o wydarzenia z przed dwudziestu lat. – ponownie zeskanowała mnie uważnie podejrzliwym wzrokiem.
-Wejdź.-powiedziała i weszła do bloki i skierowała się na drugie piętro. Trochę mnie to zaskoczyło, muszę przyznać.  Kiedy weszliśmy do jej mieszkania rzuciła swoją torbę na starą kanapę.- Nie jesteś gliną, więc czego chcesz?
 -Znalazłem dziennik.-wyjąłem go i pokazałem jej, ona go chwyciła i obejrzała.- Autor napisał, że jeżeli ktoś go znajdzie to ma udać się z nim do ciebie.
-Tak… Napisał go ten ciekawski glina.- westchnęła i oddała mi go.- Więc co chcesz konkretnie wiedzieć?
-Cóż w jakich okolicznościach zginął twój syn.- ona cała na to pytanie za trzęsła się z nerwów.  Miała minę jakby chciała wykrzyknąć mi w twarz „To nie twoja sprawa gówniarzu!”, ale nie zrobiła tego. Zamiast tego wypuściła powietrze z płuc, wstała i podeszła do okna.
-Wszystko zaczęło się od tego, gdy pierwszy raz poszedł do tej pizzerii. Nie zwracałam na niego specjalnie uwagi. Wiesz nie miałam męża, dziecko z jakiegoś romansu, więc zajmowałam się nim z obowiązku, a przynajmniej tak myślałam.- westchnęła i skrzyżowała ramiona.- Rozmawiałam przez telefon, a on poszedł się przejść, mówił mi, że znalazł ulotkę jakieś nowej restauracji. Poszliśmy tam, a w środku były te przerażające, grające machiny. Powiedziałam mu, że nie pójdę tam więcej. Te potwory patrzyły na mnie z wyrzutem, jakby wiedziały, że nie zajmuje się moim jedynym dzieckiem. On powiedział, że bardzo chce tam iść, a ja nie mogłam mu tego zabronić. Żałuję tego… Mogłam zapobiec całej tragedii. W każdym razie chodził tam regularnie, aż w końcu pewnego dnia nie wrócił….- otarła łzy, nie wiedziałem, że t a k a kobieta może płakać, najwyraźniej albo świetnie kłamię, albo ta „opowieść” o niej to kłamstwo.- Było około godziny 21, a ja pamiętam jakby to zdarzyło się wczoraj. Mój mały synek nie wrócił, więc poszłam go szukać, nie zawiadomiłam policji, ponieważ stwierdziłam, iż sama go znajdę, a od policji usłyszę jaka ze mnie to wyrodna matka. Tego też żałuję….  Nie zważając na wszystko udałam się do tej pizzerii, było ciemno, nikt chyba tam się nie znajdował, jednak drzwi stały otworem. Rozejrzałam się nie było tam mojego synka, poszłam, więc sprawdzić do toalety też go tam nie było.  Restauracja nie była jeszcze tak wielka jak dziś. Wróciłam do domu. Jak gdyby nic otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazało się martwe ciało mojego synka na kanapie. W brzuch miał wbity nóż, a na gardle miał ślady duszenia. Oczywiście w krzyku i w płaczu podbiegłam do niego i chciałam wyjąć ten nóż. Wiedziałam, że nie żyje, ale miałam … miałam nadzieje, że to mu pomoże. Na moje nieszczęście sąsiadka z dołu usłyszała mój krzyk i przybiegła, drzwi zostawiłam otwarte, a ona wszystko zobaczyła i uciekła. Po jakiś dziesięciu minutach przyjechała policja i zabrała mnie. Oczywiście na procesie nie udało mi się obronić, ponieważ powiedziano, że nigdy nie kochałam tego dziecka i wszyscy wiedzą, że go nie chciałam. To nie była prawda…. Teraz to wiem. Brakuje mi go … Miał by prawie tyle lat co ty…
-Rozumiem.- co ja gadam… Nic nie rozumiem nie wiem jak to jest stracić dziecko, szczególnie w taki sposób…- Nie zastanawiałaś się jak znalazł się z powrotem w mieszkaniu?
-Nie…- potarła ramię.- Wiem, że był w tej pizzerii jeden gościu. Zawsze ubrany na fioletowo. Obserwował dzieci. Steven, mój synek, dużo mi o nim opowiadał. Mówił, że jest miły i ma dobry kontakt z innymi dziećmi. Niestety nie za bardzo wiem jak on wyglądał …
-Fioletowy uniform noszą tylko ci, którzy pracują tam za dnia.- potarłem brodę ręką.- To musiał być ktoś kto pracował wtedy za dnia. Tylko kto.
-Też jestem ciekawa.- podeszła do mnie i podparła ręce na moich ramionach i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.- Proszę cię dowiedz się kto to zrobił i pomścij mojego synka!

Nie mogłem nic innego zrobić nic tylko przytaknąć głową. Zadałem  jej jeszcze kilka pytań, wszystko wskazywało na to, że mówiła prawdę. Musiałam wrócić do domu. Do moich „spraw” czyli pisanie sobie co kiedy się stało. Nawet nie wiem po co to robię. Mike pracował mniej więcej w tym samym czasie w pizzerii, czy on mógł by się dopuścić do takiej zbrodni? Czy może ktoś inny jeszcze wtedy zaczął pracować. Może Vincent, ale on nie jest taki stary… A może… Musiał by mieć co najmniej dwadzieścia lat kiedy rozpoczął pracę. Od morderstwa Stevena minęło kolejne dwadzieścia lat co oznacza, że on ma czterdzieści!? Wygląda na co najmniej trzydzieści…

__________
Od Autorki:
Wreszcie wróciłam po egzaminach gimnazjalnych! ^-^ Wiem, że te przejściowe rozdziały są trochę nudne, ale muszę trochę rozwinąć w nich akcję. :)
 Przypominam, że jestem tylko autorką tej fanowskiej historii, a oryginał należy do Scotta Cawthona! 
 ~Kalafior

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz