czwartek, 28 kwietnia 2016

Rozdział 12

          Za radą dziennika postanowiłem odnaleźć Milę Crow i porozmawiać z nią. Musiałem tylko wrócić do miasta i do starych gazet z przed kilku lat. Kolejna rzecz nad którą musiał bym się zastanowić to powód mordercy, a co najważniejsze jak stanę oko w oko z policją to co im powiem? „Słuchajcie prowadziłem nielegalne śledztwo i zalazłem mordercę z przed dziesięciu lat.”. Może to coś zmieni, ale i tak dostanę karę sądu za nieformalne śledztwo. Wiem, że ważne jest odnalezienie winowajcy, więc nie zwracając uwagi na karę jaką przyjdzie mi zapłacić muszę rozwiązać tę sprawę.
           Tak jak podejrzewałem, w bibliotece znajdowały się wiadomości o nie jakiej Mili, piszę w artykule o niej tak: „Mila Crow mieszkająca w Brown Street zamordowała swoje dziecko z powodu depresji po porodowej. W bestialski sposób potraktowała swojego pięcioletniego synka”- tu zamieszczono drastyczne zdjęcie, którego nikt by nie chciał zobaczyć.-„Mila Crow skazana została na trzy lata pozbawienia wolności.”- Trzy lata? Ja bym na miejscu jej męża, kazałbym od razu zapleść pętelkę wokół szyi… Jest to okrutne, lecz dlaczego mam traktować tak okrutną osobę jak człowieka? Zabiła bez skrupułów swojego synka.
***
Jechałem tak do niej przez jakieś trzy godziny, aż w końcu dotarłem na miejsce. Brown Street to bardzo ciekawa okolica. Zróżnicowanie między stanami majątkowymi obywateli było znaczące. Obok pięknych, nowych i wyremontowanych domów, stały stare, zniszczone przez czas bloki. Mila mieszka chyba jednym z tych bloków.
Szukanie jej zajęło mi trochę czasu. Pytałem ludzi na ulicach w domach. Albo nikt jej nie znał, ani nawet na oczy nie widział, albo nikt z przepytanych nie chciał udzielić mi odpowiedzi. Pewnie jakbym pokazał im odznakę policyjną od razu udzielili mi prawidłowej odpowiedzi. Niestety takiej nie posiadam. Ojciec często mi mówił, że mam iść w stronę prawa, ale królestwo biurokracji mnie ciągnęło. I właśnie na tym się przejechałem…
Po jakimś czasie usiadłem na ławce, aby odpocząć i złapać oddech. Moim oczom ukazała się wysoka kobieta około pięćdziesiątki. „Podobna do kobiety na zdjęciu. Może to ona?”- pomyślałem. Właściwie nie mam już nic do stracenia. Najwyżej w tej okolicy nie pojawię się przez kolejne kilka lat, bo będę, a raczej już jestem, uznawany za dziwaka, który szuka kobiety, o której nikt nie słyszał.
-Przepraszam…- Podszedłem do niej nie pewnie, a ona spojrzała na mnie trochę krzywo.
-Czego chcesz?- rzuciła niemiło.
-Czy wie pani gdzie mieszka Mila Crow?
-To zależy kto pyta.-powiedziała i zeskanowała mnie wzrokiem.-Nie wyglądasz mi na glinę, czego chcesz?
-Chciałem się zapytać o wydarzenia z przed dwudziestu lat. – ponownie zeskanowała mnie uważnie podejrzliwym wzrokiem.
-Wejdź.-powiedziała i weszła do bloki i skierowała się na drugie piętro. Trochę mnie to zaskoczyło, muszę przyznać.  Kiedy weszliśmy do jej mieszkania rzuciła swoją torbę na starą kanapę.- Nie jesteś gliną, więc czego chcesz?
 -Znalazłem dziennik.-wyjąłem go i pokazałem jej, ona go chwyciła i obejrzała.- Autor napisał, że jeżeli ktoś go znajdzie to ma udać się z nim do ciebie.
-Tak… Napisał go ten ciekawski glina.- westchnęła i oddała mi go.- Więc co chcesz konkretnie wiedzieć?
-Cóż w jakich okolicznościach zginął twój syn.- ona cała na to pytanie za trzęsła się z nerwów.  Miała minę jakby chciała wykrzyknąć mi w twarz „To nie twoja sprawa gówniarzu!”, ale nie zrobiła tego. Zamiast tego wypuściła powietrze z płuc, wstała i podeszła do okna.
-Wszystko zaczęło się od tego, gdy pierwszy raz poszedł do tej pizzerii. Nie zwracałam na niego specjalnie uwagi. Wiesz nie miałam męża, dziecko z jakiegoś romansu, więc zajmowałam się nim z obowiązku, a przynajmniej tak myślałam.- westchnęła i skrzyżowała ramiona.- Rozmawiałam przez telefon, a on poszedł się przejść, mówił mi, że znalazł ulotkę jakieś nowej restauracji. Poszliśmy tam, a w środku były te przerażające, grające machiny. Powiedziałam mu, że nie pójdę tam więcej. Te potwory patrzyły na mnie z wyrzutem, jakby wiedziały, że nie zajmuje się moim jedynym dzieckiem. On powiedział, że bardzo chce tam iść, a ja nie mogłam mu tego zabronić. Żałuję tego… Mogłam zapobiec całej tragedii. W każdym razie chodził tam regularnie, aż w końcu pewnego dnia nie wrócił….- otarła łzy, nie wiedziałem, że t a k a kobieta może płakać, najwyraźniej albo świetnie kłamię, albo ta „opowieść” o niej to kłamstwo.- Było około godziny 21, a ja pamiętam jakby to zdarzyło się wczoraj. Mój mały synek nie wrócił, więc poszłam go szukać, nie zawiadomiłam policji, ponieważ stwierdziłam, iż sama go znajdę, a od policji usłyszę jaka ze mnie to wyrodna matka. Tego też żałuję….  Nie zważając na wszystko udałam się do tej pizzerii, było ciemno, nikt chyba tam się nie znajdował, jednak drzwi stały otworem. Rozejrzałam się nie było tam mojego synka, poszłam, więc sprawdzić do toalety też go tam nie było.  Restauracja nie była jeszcze tak wielka jak dziś. Wróciłam do domu. Jak gdyby nic otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazało się martwe ciało mojego synka na kanapie. W brzuch miał wbity nóż, a na gardle miał ślady duszenia. Oczywiście w krzyku i w płaczu podbiegłam do niego i chciałam wyjąć ten nóż. Wiedziałam, że nie żyje, ale miałam … miałam nadzieje, że to mu pomoże. Na moje nieszczęście sąsiadka z dołu usłyszała mój krzyk i przybiegła, drzwi zostawiłam otwarte, a ona wszystko zobaczyła i uciekła. Po jakiś dziesięciu minutach przyjechała policja i zabrała mnie. Oczywiście na procesie nie udało mi się obronić, ponieważ powiedziano, że nigdy nie kochałam tego dziecka i wszyscy wiedzą, że go nie chciałam. To nie była prawda…. Teraz to wiem. Brakuje mi go … Miał by prawie tyle lat co ty…
-Rozumiem.- co ja gadam… Nic nie rozumiem nie wiem jak to jest stracić dziecko, szczególnie w taki sposób…- Nie zastanawiałaś się jak znalazł się z powrotem w mieszkaniu?
-Nie…- potarła ramię.- Wiem, że był w tej pizzerii jeden gościu. Zawsze ubrany na fioletowo. Obserwował dzieci. Steven, mój synek, dużo mi o nim opowiadał. Mówił, że jest miły i ma dobry kontakt z innymi dziećmi. Niestety nie za bardzo wiem jak on wyglądał …
-Fioletowy uniform noszą tylko ci, którzy pracują tam za dnia.- potarłem brodę ręką.- To musiał być ktoś kto pracował wtedy za dnia. Tylko kto.
-Też jestem ciekawa.- podeszła do mnie i podparła ręce na moich ramionach i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.- Proszę cię dowiedz się kto to zrobił i pomścij mojego synka!

Nie mogłem nic innego zrobić nic tylko przytaknąć głową. Zadałem  jej jeszcze kilka pytań, wszystko wskazywało na to, że mówiła prawdę. Musiałam wrócić do domu. Do moich „spraw” czyli pisanie sobie co kiedy się stało. Nawet nie wiem po co to robię. Mike pracował mniej więcej w tym samym czasie w pizzerii, czy on mógł by się dopuścić do takiej zbrodni? Czy może ktoś inny jeszcze wtedy zaczął pracować. Może Vincent, ale on nie jest taki stary… A może… Musiał by mieć co najmniej dwadzieścia lat kiedy rozpoczął pracę. Od morderstwa Stevena minęło kolejne dwadzieścia lat co oznacza, że on ma czterdzieści!? Wygląda na co najmniej trzydzieści…

__________
Od Autorki:
Wreszcie wróciłam po egzaminach gimnazjalnych! ^-^ Wiem, że te przejściowe rozdziały są trochę nudne, ale muszę trochę rozwinąć w nich akcję. :)
 Przypominam, że jestem tylko autorką tej fanowskiej historii, a oryginał należy do Scotta Cawthona! 
 ~Kalafior

czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 11

Przez dłuższy czas stałem jak wryty, trzymając klucz w ręku. Wiedziałem, że muszę dostać się tam jak najszybciej, ale głowę mą zaprzątały różne pytania. Kiedy tam dotrę, co zastanę na miejscu? Czy sprawca na miejscu mnie nie złapie i nie zabije? Wiem, że nie mam czasu do stracenia.
Z czasem moje obawy zmieniły się w plan działania. East River leży dosyć daleko od mojego domu, leży jakieś pięć kilometrów za osiedlem Mike'a. Na dzień dzisiejszy żaden z autobusów tam nie jeździ. Mam dwa wybory. Pierwszy: Albo jadę różnymi autobusami i zajmuje mi to dwie godziny. Druga: Jadę taksówką i tracę mnóstwo pieniędzy... Właściwie to może za rozwiązanie tej sprawy dostanę małe wynagrodzenie? To by było super, ale nie robię tego dla siebie, tylko dla tych, którzy tam zginęli oraz tych, którzy stracili swoich bliskich. Właściwie to wybór jest chyba łatwy pojadę autobusami, tym też nie wzbudzę podejrzenia innych ludzi.
***
Na przystanku było niewielu ludzi. Dwie kobiety, w tym jedna blondynka z dzieckiem i młody chłopak z słuchawkami na uszach. Dziecko cały czas płakało, a matka próbowała go uspokoić. Kobieta stojąca obok nich o brązowych włosach ściętych do ramion, w okularach stała z niezadowoloną miną, mając wzrok mówiący "Boże czemu nie mam słuchawek?!". Kiedy mały chłopiec się uspokoił brązowowłosa kobieta odetchnęła z ulgą, blondynka z piorunowała ją wzrokiem. Eh, dlatego nie lubię jeździć autobusami. Wrzeszczące dzieci, inni ludzie, którzy nie lubią głośnych dzieci oraz młodzież, która ma wszystko głęboko gdzieś. Gdy wreszcie autobus przyjechał (pięć minut po czasie...), cała nasza piątka ruszyła do autobusu. Chłopak z słuchawkami siadł z tyłu przytulony do okna, szatynka siadła zaraz za kierowcą, a matka siadła mniej więcej w środku autobusu. Ja postanowiłem nie siadać, ponieważ za chwilę autobus miał stanąć na przystanku, na którym mam się przesiąść. Pociecha kobiety dziecka z jasnymi włosami spoczywała na siedzeniu patrząc przez okno jak krajobrazy uciekają gdzieś za nas. Dla takiej dzieciny musi to być niesamowite. Wszystko znika za tobą, staje się co raz mniejsze aż w końcu znika gdzieś za horyzontem. Nawet ja jako dziecko lubiłem na to patrzeć. To wtedy wydawało się być takie niezwykłe.
Po jakimś czasie przyszła moja pora, na opuszczenie autobusu i wejście do następnego oczywiście. Minęła godzina i dotarłem do East River, cel mojej podróży znajdował się jakieś pięć minut pieszej do Apartamentu 1313. W trakcie gdy szedłem, nikt nie znajdował się na ulicach, jakby nikt tu nie mieszkał. Właściwie to bym się nie zdziwił, mieszkania są tu cholernie drogie. Kiedyś kiedy miałem jeszcze pracę i przednie życie planowałem, przeprowadzić się w te tereny, ale jak ujrzałem ceny za samo wynajęcie to szczenna mi chyba do podłogi opadła, a mój starszy brat z jego (jeszcze wtedy) narzeczoną śmieli się ze mnie jak nie wiem co. Mimo, że się trochę obraziłem sprawiło mi to dużo radości. Gdybym tylko wiedział, że tak szybko odejdą z tego świata spędził bym z nimi jak najwięcej czasu.
Gdy wchodziłem na teren apartamentowców, stróż uciął sobie drzemkę. Spał z nogami opartymi o biurko, a ręce miał położone na brzuchu. Mężczyzna tak śpiący z otwartymi ustami wyglądał śmiesznie. Jestem ciekaw jak ja wyglądałem kiedy zdarzało mi się „zemdleć” w pracy. Na moje szczęście furtka była otwarta. Gdy wszedłem do środka, dalej trzymając klucz do apartamentu, udałem się tam.
,,Apartament 1313” – myślałem idąc przy blokach, które różnie się dzieliły. Teren był bardzo duży, a w każdym bloku mieściło się około 5 apartamentów, więc musiałem bardzo, ale to bardzo długo iść. Na końcu parceli stacjonował, nie używany jeden mały budynek z napisem 1313. „To chyba tutaj…” . Nie pewnie wszedłem do środka. Nie wiedziałem czego mogłem się spodziewać. Mordercy, martwych zmasakrowanych ciał? A może w końcu jakiś konkretnych dowodów. Wszedłem do środka i zapaliłem światło. Było pusto, może ktoś się wyprowadzał. Albo dobrze ukrył dowody … Przeszukałem ostrożnie cały apartament i znalazłem tylko schody do piwnicy. Bloki na tym osiedlu raczej nie mają piwnic, ale już samo to, że te mieszkanko stało gdzieś na tyłach parceli stało się podejrzane. Szarpnąłem więc za drzwi, które zostały wykonane z metalu, na tle szarej ściany nie wyglądały na metalowe. Ale jakże by inaczej drzwi okazały się być zamknięte, bo jakże by inaczej? Przecież to drzwi, które znalazłem za pomocą ducha, który powiedział, że znajdę tu odpowiedzi. UWAGA! Bo na pewno będą otwarte… Musiał bym poszukać czegoś w rodzaju łomu… I otworzyć te drzwi tak umiejętnie, aby nikt nie zorientował się, że ktoś tu był. Już samo przemknięcie się nie zauważenie jest bardzo trudne, ale jeżeli to mi się uda to nie będę miał problemu z otworzeniem.
Wyszedłem więc bezgłośnie i pomknąłem do szopy. A tu ku mojemu zdziwieniu… Rzeczywiście był łom … Hah nie spodziewałem się tego. Wróciłem więc i musiałem otworzyć te cholerne drzwi. Tu pojawiło się kolejne zdumienie, potrafiłem to otworzyć, nie wydając przy tym ani jednego dźwięku. Po prostu oparłem nogę na wejściu i posłużyłem się zręcznie łomem w okolicach klamki. Poszedłem po kilku schodach w dół i skręciłem w prawo. Nic w tej piwnicy nie było, oprócz wielkiej drewnianej szafy. Oczywiście owa szafa była zamknięta na klucz, na szczęście miałem swój łom szczęścia! Lecz ściska mnie w żołądku, kiedy pomyślę, że ktoś mógł zostać tym zamordowany. Po otwarciu witryny, nie zobaczyłem nic innego, jak leżący na dole karton ze zdjęciami i notatkami zacząłem je przeglądać.
Charlotte Jane. Lat 10. Mieszka na przedmieściach Brown Street.” To niedaleko pizzerii …
,,Boris White. Lat 9. Mieszka na Brown Street.”
,,Francis Yokoteru. Lat 11. Mieszka przy North Park.”
,, Marianne Valentine. Lat 10. Mieszka przy North Park”
„Felix  Erastus. Lat 9. Mieszka przy Emanuel Street”
te dokumenty były stare, papier już stał się żółty. Przy każdym z opisanych były przyczepione w lewym górnym rogu zdjęcia. Niżej znajdował się opis, co robią całymi dniami, czym zajmują się ich rodzice z zawodu. Trudno mi określić czy te dzieci się znały. Mieszkały niedaleko siebie. Ciekawe czy to była zaplanowana zbrodnia… Może mieszkał tu śledczy kilka lat temu i badał sprawę zaginionych. Te dzieci nie różnią się wiekiem, ani niemalże miejscami zamieszkania. Więc co je łączyło? Na samym dole kartonu umieszczony został jakiś dziennik.
„31 lipca 1972 rok.
Niczego jeszcze nie zdołałem udowodnić. Sprawa dzieciobójcy z przedmieść naszego miasta nadal nie została wyjaśniona. Chyba nic nie mogę poradzić w tej sprawie …” dzieciobójcy? Czy to ta sama osoba czy jakaś zrozpaczona matka-psychopatka, która zakatowała swoje dziecko, ponieważ przypominało jej o mężu, który kiedyś ją bił? Po tak krótkim wpisie nawet największy geniusz by nie zgadnął, ale na następnej stronie była kontynuacja.
„02 sierpnia 1972 rok.
Dzieciobójca wstrzymał się ma dwa tygodnie, wcześniej dzieci znikały co tydzień teraz zaś wstrzymał się. Nasze śledztwo doprowadziło jednak mnie i policję do opuszczonego domu daleko w lesie. Dom wyglądał całkiem normalnie, z pozoru zwykła drewniana chatka z werandą, a w środku mała kanapa, stolik i kuchnia. Sprawca doskonale wiedział, że piwnica to doskonałe miejsce na liczne mordy, ale należy też ją dobrze ukryć. Ten chyba doskonale znał się na swoim fachu, drzwi do piwnicy ukrył za wielką szarą szafą. Zajrzeliśmy do niej. Spodziewałem się tego w środku szafy znajdowały się jakieś ubrania. Odsunąłem stanowczo ręką wieszaki z odzieżą, tył szafy pęknięty. Czyli to jest przejście do piwnicy.
Szliśmy w dół piwnicy, schody zdawały się nie kończyć. Szliśmy w całkowitych ciemnościach. Jeden z nas zapalił zapalniczkę i zrobiło się trochę jaśniej. Na dole do piwnicy znajdowały się różnie narzędzia do torturowania. Łańcuchy, piły, stół zalany krwią… W niektórych zakątkach pokoju znajdowały się odcięte kończy dzieci, ale nigdzie głowy nic … Tylko ręce i nogi. Wielu z moich przyjaciół z pracy nie wytrzymało i wybiegło z powrotem do góry, a inni zaś uchyłkiem nie wymiotowali. Mnie samemu robiło się nie dobrze, ale wiedziałem, że jeżeli chcę położyć temu kres muszę pozostać silnym, a przynajmniej robić takie wrażenie.” ,,Nie wierze… Czy w lasach tego miasta naprawdę dochodziło do takich zabójstw?!”. Przed oczami przelatywały mi tytuły artykułów, z którymi się spotkałem gdy szukałem informacji. „Jak mogłem nie zwrócić na to uwagi?!” Nie chciałem, ale wiedziałem, że muszę czytać to dalej.
,,06 sierpnia 1972 rok.
Ciała i cały dom zostały zabezpieczone, nikt się tam nie zbliży bez mojej wiedzy. Rodzice dzieci zostali poinformowani co stało się ich dzieciom.
11 grudnia 1972 rok.
Sprawa została wyjaśniona, dom został porzucony przez policję. Ja jednakże wiedziałem, że sprawca tam prędzej czy później wróci. Musiałem więc się przygotować. Moja żona nie chciała się w to mieszać, powiedziała, że sprawa została rozwiązana i powinienem sobie odpuścić. Ja jednak nie umiem tego zrobić. Muszę działać….
19 grudnia 1972 rok.
Nie miałem wyjścia i musiałem zamieszkać  w domku mordercy….
24 grudnia 1972 rok.
Już wigilia… Zazwyczaj spędzałem ją z rodziną. Ciekawe czy sprawca też spędza ten czas z rodziną. Nie mogę opuścić tego miejsca, ono jest moim więzieniem, z którego już nie ucieknę…
01 stycznia 1974 rok.
Tak długo nic nie notowałem, nie mogłem… Chyba oszalałem. Przyjdzie mi tu umrzeć, a od tylu dni nie widziałem mojej rodziny i umrę tu zapomniany. To smutne, że dopiero po stracie człowiek uświadamia sobie ile traci …
03 lutego 1974 rok.
Jeżeli ktoś kiedyś odnajdzie te notatki niech odnajdzie Milę Crow ona wie bardzo dużo o tej sprawie i będzie wiedziała co zrobić z moimi rzeczami … - tu się zakończył dziennik, dalej znajdowały się nie zapisanie kartki. Mam nowe zadanie, odnaleźć Milę Crow, coś mi się obiło o uszy oskarżona została o zabójstwo swojego dziecka, kiedy sam nim jeszcze byłem. Potem wyszła na wolność prawdo podobnie trochę przed zabójstwami dzieci, ponownie ją oskarżono o dzieciobójstwo, ale nie dało się jej tego udowodnić, więc sprawę umorzono. Nie jestem pewien czy chcę poznać rozwiązanie tej historii ….
______

Od Autorki: Dlaczego tak długo nie pisałam? Otóż zdarzyło się w moim życiu kilka nie przyjemnych rzeczy, z którymi musiałam sobie poradzić.  Przez najbliższy czas ponownie może się nie pojawić wpis, ponieważ zbliża się wielkimi krokami egzamin gimnazjalny i muszę się pouczyć itp. Itd. :D ~ Kalafior 

wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 10

Krople deszczu odbijały się o parapet zza okna, dając pusty, przyjemny dźwięk. Nie potrafiłem ruszyć się z fotela, a w rękach trzymałem zdjęcie ze mną i moim bratem. Od ostatniej nocy wiele się zmieniło, nie mogę przestać o tym myśleć. Czy możliwe, że duch Klary jest uwięziony w Mangle? 
Sam nie wiem....
Nie jestem żadnym medium, czy coś w tym rodzaju, jednak po ostatnich zdarzeniach nie jestem już niczego pewien. Nie ... Jestem pewien tylko jednej rzeczy ... Chcę złapać sprawcę. Tylko, że tak się w tym wszystkim się zagubiłem nic ze sobą się nie łączy ... Jedyną osobą, której mogę ufać jest Mike, Klara coś ukrywała i nigdy się nie dowiem co ... Dlaczego nie mogłem jej uratować!? Dlaczego nie mam już sił!? Tak siedziałem w fotelu przez dwie godziny, nie mogąc powstrzymać spadających łez. Poszedłem do łazienki, bo wypadało by się odświeżyć, ogolić itp. Poszedłem więc nie udolnie do małej łazienki, otworzyłem szafkę zza lustrem. Żyletki ... Wziąłem jedną, bezmyślnie położyłem rękę na kranie i przyłożyłem żyletkę do żył. Lekko przycisnąłem i krew powoli zaczęła spływać w dół mojej ręki. Szybko się opamiętałem. Włożyłem rękę pod bieżącą wodę w celu wypłukania rany i owinąłem bandaż wokół nadgarstka. Co ja robię? Przecież to nie jest to czego chcę! nie wrócę do tego co kiedyś! Nie teraz, dwa razy nie mogę popełnić tych samych błędów. Skoro Klary nie mogłem uratować, to muszę chociaż spróbować uratować siebie. Rozwiązał bym tę sprawę, ale nie mam punktu zaczepki...
Chwila! Te wizje, we wszystkich pojawiał się ten człowiek w fioletowym stroju! On jest mordercą, zabijał wszystkich po kolei, ale kto jest tą osobą? Problem leży w tym, że ani razu nie widziałem jego twarzy. Może uda mi się rozpoznać po posturze i wzroście? W prawdzie to będzie trudniejsze, ale to zawsze jakiś progres. Najpierw też muszę zrobić notatki! To pomoże mi wszystko uporządkować. Jednak jakieś przyzwyczajenia biurowca mi zostały.
Po zrobieniu notatek wiedziałem, że mogę odetchnąć i przeanalizować je jeszcze raz. Na pierwszej kartce byli podejrzani, znajdował się tam Mike, Vincent, gościu od telefonu oraz Klara, chociaż przekreśliłem ją czerwonym kolorem, ponieważ też mogła brać udział w zbrodniach. Vincent dziwnie się zachowuje, a Mike mógł oszaleć po wydarzeniach jakie go spotkały i zrobić to w afekcie. Jedynym problemem był gościu od telefonu, nic o nim nie wiem. Równie dobrze to może być Vincent lub Mike, albo ktoś z poza pizzerii. Najlepiej pójdę do pizzerii i się tam rozejrzę. 
Wyszedłem z mojego małego mieszkania i poszedłem w dół, czyli tam gdzie znajdowała się nowa restauracja. To było jakieś sześćdziesiąt metrów od mojego domu, więc jakieś dziesięć minut spokojnego marszu w deszczu. Ulice były puste, tylko od czasu do czasu przejechało jakieś auto. Na drogach było ślisko, więc mało osób ryzykowało wypadkiem. Z daleka przez deszczową zasłonę można zobaczyć światła pizzerii. Nawet z daleka widać bawiących się zza okna ludzi. Tym bliżej się podchodziło, wyraźniej widoczna była scena z tańczącymi robotami. Wszedłem do środka i powoli poszedłem do pokoju dla personelu. Było tam ciemno, jednak widziałem śpiącego Vincenta z nogami na stole. Zapaliłem światło, a on tak się wystraszył, że spadł z krzesła. 
-Co ty do jasnej anielki odwalasz?! 
-Nic.- wzruszyłem ramionami i podszedłem do mojej szafki.
-To nie twoja zmiana, przecież wiesz.- posłał mi złowrogie spojrzenie. 
-Wiem.-zignorowałem jego spojrzenie.- Przyszedłem tylko po moje rzeczy, które zostawiłem wczoraj. Chyba, że nie chcesz żebym zobaczył co ukrywasz?
-Co niby masz na myśli? Jestem otwarta księgom. 
-Każdy ma jakąś swoją tajemnicę...
-Jest kilka rzeczy, z których nie jestem dumny, jednak niczego nie żałuje.
-Ja też niczego nie żałuję.-wstał i oparł się o biurko ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.- Nie mam niczego konkretnego do stracenia. 
-A życie?
-Za takie życie jakie miałem to ja bardzo dziękuje. 
-Co masz na myśli?
-Powiem tak: ojca nigdy nie miałem, matka mnie nienawidziła.-powiedział patrząc w dół. Starał się ukryć smutny ton głosu, ale mu się nie udawało.
-A Klara? Nie była dla ciebie przyjaciółką?
-Nie wiem...-odwrócił się do mnie tyłem.-Możliwe.
-No nic, nie ma tu tego czego szukałem. Muszę iść do znajomego.
-Znajomego?- odwrócił się z ciekawością.-Szczerze nie wyglądasz na kogoś kto ma znajomych. 
-A ty jak zwykle miły, jak widzę.-rzekłem sarkastycznie.- Pewnie ku twojemu zdziwieniu powiem ci, że mam kilku znajomych.
-Zadziwiające...-podrapał się w brodę.- Jeżeli się nie obrazisz muszę wrócić do pracy.
Podszedł do swojego biurka i zaczął przeglądać kamery, obok leżała gazeta, więc pewnie kiedy nikt nie patrzy to czyta najnowsze wyniki sportowe. Zdziwiło mnie to, że chciał za wszelką cenę zobaczyć co robię przy mojej szafce. Może coś w swojej ukrywa? Jego zmiana kończy się za jakieś dwie godziny, może opłaca mi się iść do domu, ale postanowiłem iść do jakieś kawiarni. Właśnie zaczynał się mecz i miło jest go oglądać w towarzystwie nawet obcych ludzi. 
Kawiarnia już była pełna, na szczęście jeden stolik stał pusty, umiejscowiony został gdzieś w rogu na końcu. Za ladą stała starsza pani, widać czasem uśmiech na jej twarzy kiedy patrzy na wiwatujących z gola młodych ludzi. Bardzo przypominała mi moją mamę, która umarła gdy miałem piętnaście lat. Bardzo dobrze ją pamiętam, krótkie brązowe włosy, zielone, błyszczące, dobre oczy i nawet do końca uśmiechnięta. Ach, teraz jak o tym myślę to brakuje mi jej głosu, śmiechu i pysznego ciasta. Kelnerka chyba zauważyła mój stęskniony wzrok i posłała mi ciepły uśmiech. 
***
Mecz wygrała jak zawsze nasza drużyna. Wszyscy ludzie trochę pijani i szczęśliwi wychodzili grupowo z kawiarni, zostawiając pieniądze na stoliku z napiwkami dla kelnerki. Spojrzałem na zegarek, była 19, zmiana Vincenta już się pewnie skończyła. Nie wiedziałem gdzie on mieszka, więc musiałem poczekać jakieś pół godziny za nim zacznę iść do pizzerii, nie chciałem na niego wpaść i powiedzieć ponownie, że czegoś zapomniałem. Pewnie zaczął by coś podejrzewać, a na głupiego nie wygląda. 
Minęło już te półgodziny, więc założyłem kaptur na głowę i zacząłem iść w dół ulicy w stronę restauracji. Nie świeciły się żadne lampy, dobrze, że mam swoje klucze... Otworzyłem drzwi na zapleczu, musiał ktoś być! To nie możliwe żeby było tu pusto skoro trzeba pilnować robotów! Drzwi się nagle za mną zatrzasnęły z hukiem.
-A więc przyszedłeś.-Odwróciłem się i zobaczyłem znaną mi dziewczynę
-My...Myślałem, że zniknęłaś.
-Nie tylko ty ... Nie wiem dlaczego, ale nagle straciłam kontakt z tobą. Jak bym została uwięziona w jakimś ciele. Zawładnęła mną chęć zemsty.
-Przecież jesteś duchem ...
-Tak, ale nie przeżyłam swojego życia. Dusze ludzi, którzy zostali zabici są powiązane na wieczność ze swoim ciałem i nie mogą opuścić ziemi. Tak samo jest, gdy ktoś miał jakieś nie dokończone sprawy.
-Chcesz powiedzieć, że nawet, gdy dowiem się kto was zabił i zostanie ukarany, nie zaznacie spokoju?
-Nie.-zamknęła oczy i przemówiła dalej-Tak jakby widzę bramy miejsca gdzie się udam, lecz nie mogę się tam dostać, ponieważ jestem tu uwięziona. Gdy dowiesz się kto to zrobił będę mogła odejść.
-Chwila, ale co mogę zrobić? Nie mam żadnych podstaw!
-Otwórz szafkę z numerem 21 i sam się przekonasz.
-Czekaj!- przerwałem-Co zrobiliście ze stróżem dzisiejszej nocy?
-Powiedzmy, że tam się wystraszył, że zamknął się w toalecie.- mówiąc to zniknęła. Postanowiłem posłuchać jej porady i otworzyć szafkę 21. Była pusta, a na dole leżał tylko kluczyk z doczepioną kartką: "Apartament 1313- East River" ... 1313? Ciekawe liczby, czy wchodząc tam ktoś mnie zabije czy jakiś duch mnie opęta? Jutro mam dzień wolny, więc pojadę tam. 

_________________________
Od Autorki: No! No i jest kolejny rozdział. Wiem, że długo wychodził, ale myślę również też jak dalej poprowadzić fabułę. :) Mam nadzieję, że się podoba! Przypominam, że jestem tylko autorką tej fanowskiej historii, a oryginał należy do Scotta Cawthona! 
 ~Kalafior

sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 9 - Noc numer 4

Od Autorki: UWAGA! Ten rozdział zawiera brutalne opisy (trochę gore). Bo nie ma to jak słuchać muzyczki z Kingdom Hearts i pisać takie rzeczy... Przypominam Five Nights at Freedy należy do Scotta Cawthona ja jestem tylko autorką tej fanowskiej opowieści. Miłego czytania!
 ~Kalafior!
_________________________

Dni biegły szybko po pogrzebie Klary. Właściwie nie mogę nazwać tego pogrzebem, ponieważ pochowane zostały tylko te części ciała, które odnaleziono. Właściciele pizzerii zarzucali policji, że przez nich nie mogą prowadzić dalej biznesu bo policja nie umie znaleźć mordercy. Policja zaś wypierała się, że nie mogą nic zrobić.
Właściciele wkurzyli się i kupili inny budynek dwie ulice dalej od dotychczasowego budynku. Założyciele twierdzili, że winą mordercy jest brak dochodów. Nowy budynek był o wiele większy, miał dwa nowe pokoje, w jednym z nich postawiono Ballon Boy'a. Nie miał on wcześniej stałego miejsca, był przenoszony po różnych salach. Obiło mi się też o uszy pewnego czasu, że autorzy planują stworzyć nowego animatronika, ale ten cały czasz się psuje. Nie wiem jaki to miał być robot, ale nie miałem dobrych przeczuć. Wystawiony na światło dzienne miał być w dniu ponownego otwarcia. 
Na ponowne wielkie otwarcie mnie nie zaproszono, ponieważ miałem przyjść tego dnia na nockę. Oczywiście ta zmiana miejsca znacznie utrudni mi dostęp do jakichkolwiek informacji przydatnych do mojego śledztwa. Co do moich odkryć z przed paru nastu dni zrezygnowałem i nie powiedziałem o nich policji. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Przecież by prawdopodobnie już złapano przestępce. Otóż nie miałem jakiś znaczących dowodów przeciwko Vincentowi czy Klarze, a nie chciałem z Vincenta zrobić sobie nowego wroga ani nie chciałem walczyć z rodziną świętej pamięci Klary, postanowiłem czekać.
Był już wieczór, a ja spałem przez prawie dwie godziny, nie mogłem spać, męczyły mnie okropne koszmary. Śniło mi się, że szedłem przez długi, ciemny korytarz bez okien. Tapety były szare w stylu wiktoriańskim, w niektórych miejscach odpadały od ścian, wszędzie były pajęczyny i wywrócone krzesła inwalidzkie. Rodem z horroru, co nie? Szedłem w ciemności, w pewnym momencie przede mną leżały szczątki ciała Klary-dźwignęło mi się. Kiedy minąłem plamę krwi z pływającymi po niej szczątkami zobaczyłem światło od samochodu. Długo nie zajęło mi zorientowanie się, że jedzie na mnie rozpędzony samochód, zacząłem więc uciekać jak najszybciej, w długim prostym korytarzu znalazł się zakręt, szybko skręciłem, na szczęście auto nie zdążyło. Uderzyło w ścianę, cała przednia szyba się zbiła, była w kawałkach, a przez nią wyleciało ciało mojego brata. To było okrutne nim się obejrzałem stał przede mną, nie wyglądał jak zawsze, nie miał prawej ręki oderwanej do łokcia, szyję miał w pół odciętą, więc jego głowa była przechylona w lewo, utykał też na lewą nogę bo jego stopa była wykręcona do środka. Zacząłem się powoli cofać do tyłu, a on szedł na mnie. Nagle na coś natrafiłem, to była Klara. Stała za mną bez obu rąk, z dziurą na wylot, w której zwisały jej jelita, miała wygoloną prawą część głowy i miała tylko połowę prawego ucha. W jej głowie była dziura prawdopodobnie po jakimś ciężkim narzędziu. Zacząłem się powoli cofać pod ścianę, gdy naglę za moją nogę coś mnie złapało. To była jego narzeczona Rose, która była z nim w samochodzie podczas wypadku. Jej kręcone, do ramion, brązowe włosy teraz spływały jej własną krwią. Nie miała ciała od pasa w dół, czołgała się. U ręki kilku palców i jednego oka. Usłyszałem ryk małego dziecka, dobiegającego od strony samochodu, spojrzałem tam, ale nikogo tam nie było tylko mały leżący płód na masce auta. Czy możliwe, że Rose była w ciąży? Możliwe mój brat chwalił mi się jak to razem współżyją, wtedy byli jeszcze tylko parą. Za zwyczaj to ja nie chciałem tego słuchać i gdy tylko zaczynał temat ja kazałem mu go skończyć. Wracając, naglę ujrzałem oślepiające światło i gdy tylko otworzyłem oczy znalazłem się na łące obok wielkiego zielonego dębu, niebo było jasno niebieskie z kilkoma śnieżno-białymi obłoczkami. "Sam!" zawołał głos za mną, obróciłem się i ujrzałem mojego brata ubranego w zwykłe jasno niebieskie dżinsy i białą bluzkę, a obok niego stała Rose w białej sukience i z wielkim białym kapeluszem na głowie. W jednej ręce trzymała dziecko, a drugą machała do mnie. Zacząłem do nich biec, ale się obudziłem. Nie rozumiem, dlaczego nie było tam Klary? Może to symbolizowało niebo? Tylko dlaczego nie było tam Klary? 
Chciałem posiedzieć i po dumać trochę nad tym jednak musiałem iść do tej cholernej pracy! No cóż musiałem z czegoś żyć, lecz świadomość, że moi znajomi z pracy są mordowani mnie przytłacza ... Może ja będę następny? I jestem pewien iż nie tylko ja mam takie myśli inni pracownicy. Niby mówi się trudno, jednakże jak mam reagować kiedy wiem, że mogę umrzeć? Postanowiłem więc wziąć nóż ze sobą. Nie za dobrze się czułem idąc z nożem w plecaku przez miasto, jakby złapała mnie policja miał bym nie mały problem, od razu wzięliby mnie za tego seryjnego mordercę. Wiem też, że powinienem przejść na luzie, aby swoim stresem nie zwracać na siebie uwagi.
Kiedy wreszcie dotarłem na miejsce udałem się do biura, wyglądało tak samo jak poprzednie ... Usiadłem sobie wygodnie w krześle żeby wysłuchać spokojnie instrukcji na dzisiejszą noc. Ale nagle włączyło się nagranie z trzeciej nocy, musiałem być tak zabiegany, że aż go nie wysłuchałem ... "Uh,Hallo hallo? Widzisz? Mówiłem, że nie będziesz miał żadnych problemów! Czy...Uh.. Czy Foxy pojawił się na korytarzu? Prawdopodobnie nie. Byłem po prostu ciekawy." ciekawy? "Tak jak wspomniałem, on zawsze był moim ulubieńcem. Próbowali przerobić Foxy'ego, wiedziałeś? Uh, myśleli, że pierwszy jest za straszny, więc postanowili go przeprojektować by był bardziej przyjazny dla dzieciaków i umieścili go w Dziecięcej Grocie by zostawić rozrywkę dla brzdąców,łapiesz? Ale dzieciaki pewnego dnia nie mogły trzymać rąk przy sobie. Personel dosłownie musiał wspólnie przestawić Foxy'ego po każdej usterce. Więc po prostu zdecydowali żeby przestać próbować i traktować go jak niektórzy 'rozbierzmy go na części i poskładajmy od nowa. Teraz jest tylko kupą części. Wydaje mi się, że pracownicy mówią do niego 'Mangle' Uh...Oh,hej, zanim pójdę, chciał bym cię uspokoić co to wszystkich plotek, na pewno już jakieś słyszałeś. Te lokalne historie pojawiają się i znikają, ale rzadko coś sensownego mówią. Mogę cię osobiście zapewnić, że to co się dzieje na zewnątrz nie ma nic wspólnego z tą placówką. To wszystko to tylko plotki i spekulacje. Ludzie specjalnie próbują zarabiać pieniądze. Wiesz,uh, nasz ochroniarz za dnia nie zauważył nic dziwnego, a patrolował budynek aż do zamknięcia. Ok, cóż niech ci się powiedzie i do usłyszenia jutro." Hmmm. Czyli właściciele od dawna pracują nad tym nowym projektem. Ten Mangle, trochę dziwnie się wymawia, ale skoro ciągle się psuje bo jest tylko pozbieranymi częściami to jak udało im się złożyć go do kupy? Może jakiś super klej? Cokolwiek by to było to nie jest nic dobrego. Niby powinienem się cieszyć bo nie ma Foxy'ego, ale nie wiem jak groźny jest Mangle. Wiem tylko, że dziś jest jego nowy dzień w "pracy", jak mogę to tak nazwać. Chciałbym wierzyć, że te wszystkie historie to tylko wymysły, jednak po mojej osobistej rozmowie z duchem ... Zaraz, Zaraz, gdzie jest duch?! Może została w tamtym budynku ... "Cholera pozytywka!" - mruknąłem pod nosem i szybko ją nakręciłem, chwila i bym miał kolejnego "przyjaciela" na głowie. Nie mogłem się wtedy za bardzo przejmować innymi robotami, ponieważ musiałem wysłuchać nagrania na dziś. "Hallo? Hallo? Uh, siemasz, niezła robota! Mówiłem ci, że wytrzymasz! Ok, więc uh, ostatnio zdarzyło się tu coś w rodzaju dochodzenia. Uh, więc postanowiliśmy zamknąć na kilka dni... Nie wiem. Więc chciałem podkreślić to żebyś uważał na siebie. Uh, każde Fazbear'owe przyjęcie zaprzecza jakiemuś rzekomemu wykroczeniu. Takie rzeczy się czasem zdarzają. Um... To wszystko wyjaśni się w kilka dni. Po prostu miej na wszystko oko, a ja będę cię informować. I jeszcze jedna informacja: próbuj unikać kontaktu wzrokowego z każdym z animatroników tej nocy, jeżeli tylko możesz. Ktoś musiał majstrować przy ich rozpoznawaniu twarzy, jednak nie jesteśmy do końca pewni. Ich zachowanie było bardzo dziwne, wręcz agresywne co do pracowników. W stosunku do dzieci są okej, ale kiedy zobaczą kogoś dorosłego tylko się wpatrują. Uh... W każdym razie trzymaj się, to szybko minie. Dobranoc!" A to nowość tym razem powiedział mi coś przydatnego,mam unikać kontaktu wzrokowego z robotami! Łatwe! Jassne, to tylko tak ławo brzmi. Noc się zapowiadała spoko. Toy Chica próbowała się do mnie kilka razy dostać, ale chyba się mną znudziła i sobie poszła. Kolejnym problemem był Toy Bonnie, snuł się powoli przez korytarz prosto do mojego biura, ja zaś musiałem uważać żeby marionetka nie wyskoczyła. Wszystko zdawało się być pięknie, ale nagle przede mną stanął stary Freedy szybko nasunąłem na siebie maskę i poszedł sobie. Była już 5 a.m. wszystko zdawało się iść jak po maśle, jednakże ... Jednakże moim oczom ukazał się nowy animatronik-Mangle. Był to biały lis z różową kokardką na szyi. Miał, a raczej miała drugą głowę, którą była kamera. Trochę przerażające, czyż nie? Kiedy się pojawiła było słychać okropny szum, byłem bardziej zajęty zakrywaniem sobie uszu niż zakładaniem maski, więc nie zauważyłem momentu kiedy wypełzła wprost na mnie! 

Tym razem nie miałem żadnych wizji. Obudziłem się w fotelu, była godzina 8 rano, czyli trzy godziny od mojej po przedniej porażce... Cholera dlaczego za każdym razem kiedy jestem tak blisko celu, muszę się znowu od niego oddalić?!

wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 8 - Kolejna ofiara

Od Autorki: Nie jestem autorką Five Nights at Freedy's, tylko jestem autorką tej fanowskiej historii. Następnego rozdziału wypatrujcie 26/27. :) Miłego czytania!
~Kalafior! 
______________

Mijały dni, a pizzeria miała co raz większe straty z powodu zamknięcia. Sam nie wiedziałem co mam robić, po ostatnich wydarzeniach byłem bardzo zdezorientowany. W moim mini śledztwie pojawiła się nowa rzecz: włamywacz. Za każdym razem jak o tym myślę to nasuwają się nowe pytania. Dlaczego on tam był? Chciał nas tylko okraść czy zatrzeć za sobą ślady? Nie wiem ... Nie powinienem już nachodzić Mike'a, ale przecież jeżeli tego nie zrobię to niczego się nie dowiem, tak naprawdę to tylko on mnie rozumie i wie o czym mówię... W tym czasie rozległo się pukanie do drzwi, poszedłem otworzyć, bo co mogłem zrobić? Moim oczom ukazała się Klara. Włosy miała spięte w wysoki kucyk, a na sobie miała białą bluzkę wsadzoną w jasno różową spódniczkę. 
- Oh cześć Klara!
- Cześć-powiedziała z uśmiechem na powitanie- Dawno cię nie widziałam, więc wpadłam!
- Ja nie posprzątałem... Nie spodziewałem się gości...
- Nie szkodzi ubieraj się i idziemy na miasto!- powiedziała z takim uśmiechem, że aż trudno było mi jej odmówić. Jest po prostu urocza i ma coś w sobie co sprawia, że mogę jej ufać. Tak myślałem do tej pory ... 
Szliśmy razem przez miasto rozmawiając o wszystkim i o niczym tak naprawdę. Czułem, że mogłem z nią porozmawiać o wszystkim, rozmowa z nią była bardzo przyjemna. 
- Mam pomysł!- wykrzyknęła radośnie, składając ręce jak do modlitwy
- Jaki?- odpowiedziałem
- Chodźmy do tej nowej kawiarni. Jest niedaleko! 
Przyszliśmy i zajęliśmy sobie bardzo fajne miejsce przy oknie. Wystrój był w kolorze jasno różowym. Stoliki były ustawione w rzędzie od okna do lady, przy której również zostały ustawione krzesła. Kawiarnia nie była duża, ale przytulna. Po dłuższej chwili picia herbaty i rozmawiania nastąpiła cisza, ale jedna rzecz nie dawała mi spokoju, musiałem wiedzieć!
-Słuchaj...-zacząłem spokojnie, patrząc w stolik.- Co sądzisz o tym całym Vincent'cie?
Jej oczy rozszerzyły się jakby w panice, ale kiedy przełknęła ślinę uspokoiła się. 
-Cóż...-spojrzała do góry żeby móc dobrać słowa.- Vincent jest bardzo specyficzny.
-Myślę, że to on ostatnio wkradł się do pizzerii.- Klara na moje słowa oderwała wzrok od sufitu i spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Dlaczego miał by to robić? 
-Może żeby zatrzeć ślady morderstw.-nie odrywałem wzroku od oczu Klary, była bardzo skupiona na tym co mówię i widać było to, że moje słowa ją rozdrażniły.- Myślę, że ma coś wspólnego z mordercą sprzed lat. 
-To nie możliwe.-powiedziała stanowczo.- Gdyby tak rzeczywiście pracował z mordercą to dał by mu klucze do pizzerii, które mają tylko ci co pracują na nocne zmiany. Nie zapominaj też, że miał zmianę po tobie, więc nie miałby po co się narażać i poczekał by z wytarciem śladów. 
Muszę przyznać zadziwiła mnie tym.
-Chyba, że zostawił tam coś na tyle ważnego, że musiał to bezzwłocznie zabrać. Coś co by doprowadziło policję do mordercy. 
-Policja pracuje tam cały dzień, więc już znaleźli by haczyk na mordercę lub włamywacza. 
Cholera! Zmiażdżyła moje argumenty!Nagle zacząłem mieć wrażenie, że rozmawiam z zupełnie inną osobą. Z słodkiej i tryskającej życiem dziewczyny zrobiła się podejrzliwa dziewucha! Wciąż mnie obserwowała jakby czekała na mój następny ruch. 
-Przepraszam, ale muszę już iść.- Zostawiła pieniądze na stoliku i wyszła. Co ona czuje do Vincenta, że go tak natarczywie broni, albo co gorsza czy ona ma coś wspólnego z mordercą? To właściwie nie jest takie nie możliwe, ponieważ ona nie ma kluczy do pizzeri, więc musiała się tam wkraść, a to by oznaczało, że Vincent nie jest w nic zamieszany, ponieważ by otworzył jej drzwi. Myślę, że moja logika wydaję się zrozumiała, czyż nie? 
Nie mogłem tak siedzieć jak wryty w kawiarni sam, więc postanowiłem, że udam się do kogoś kto mi doradzi- do Mike'a. Było około godziny szesnastej kiedy wchodziłem na ulicę, na której on mieszka. Przed niektórymi domami bawiły się dzieci. Nie musiałem zapamiętywać numeru domu, ponieważ jego dom się wyróżniał, wyglądał jak opuszczony, pełno śmieci w ogrodzie, zapuszczony trawnik. Poszedłem do drzwi i zapukałem lekko, drzwi otworzył mi Mike.
-Oh, to znowu ty ...- powiedział, wiedziałem, że nie mogę zrezygnować, nie teraz. 
-Tak, dzień dobry-powiedziałem-Muszę się pana doradzić, wie pan w jakiej sprawie ...
-Tak, proszę wejdź.- odparł i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Wewnątrz domu wyglądało jak wcześniej. Usiadłem na kanapie przed telewizorem. Mike podał mi herbatę i siadł obok mnie.-Mów o co chodzi.
-Cóż, więc rozmawiałem dziś z Klarą i powiedziałem jej o moich podejrzeniach wobec takiego Vincenta z pracy, ona zareagowała bardzo nerwowo i od razu starała się mnie zbić z tropu.
-Po pierwsze. Nie mów nikomu o swoim nielegalnym śledztwie bo pójdziesz siedzieć. Po drugie nie pomyślałeś, że to ona może być w to zamieszana?
-Tak, ale tylko przez chwilę... Chociaż tylko nocni stróże dostają klucze, a kilka dni temu kiedy miałem wieczorówkę ktoś się włamał!-mówiłem jak oświecony-Z początku myślałem, że to Vincent, ale on ma klucze.
-Widzisz.-powiedział z triumfem-Gdyby Vincent z nią działam to by podczas jego służby ją wpuścił. 
-Racja! Czyli to znaczy, że Vincent jest nie winny!
Nasza rozmowa przemieniła się z rozmawiania o morderstwach do rozmawiania o wszystkim i o niczym. 
-Chcesz obejrzeć mecz?- zapytał się przyjaźnie Mike- zaczyna się za piętnaście minut.
-Chętnie! Miałem go obejrzeć u siebie, ale obejrzeć go z kimś będzie lepiej. 
Mike włączył telewizor. Mike mimo tego co przeżył w życiu jest bardzo fajnym gościem! Bardzo dobrze się z nim dogaduję. Mecz jaki mieliśmy obejrzeć poprzedzały wiadomości, moją uwagę przyciągnęły słowa "Freedy Fazbearts Pizza", odwróciłem się do telewizora aby posłuchać czegoś więcej. "Doszło do kolejnego zabójstwa w tym tygodniu. W pobliżu znanej pizzerii Freedy Fazbearts znaleziono posiekane części kobiety." w tle były zdjęcia, zachciało mi się wymiotować. "Kobieta ta to pracownica ów restauracji." tylko nie ... "Klara Brown, 23 lata." Klara ... Do moich oczu napłynęły łzy. Nie wiem co może być dla mnie gorszę to, że nie pożegnałem się z nią czy ... Jakie "pożegnałem"? Przecież nikt nie mógł tego przewidzieć. Rozstałem się z nią jako wróg, a nie przyjaciel i to mnie załamuje ... Ale jedno teraz wiem na pewno ....
Nie pozwolę nikomu więcej umrzeć....

czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 7 - Wieczorówka

Sam POV
Dni tak mijały i mijały, sam miałem na szczęście wolne. Na szczęście? Szczęście dlatego bo przez ostatnie kilka dni zginęły w pizzerii jeszcze trzy inne osoby. Wszyscy mieli wieczorną zmianę. Szczerze boje się iść do pracy bo znając moje nie przeciętne szczęście od razu bym trafił na tego mordercę. Pewnie się zastanawiacie dlaczego policja nie chce nic z tym zrobić. Otóż twierdzą, że mają związane ręce, ponieważ nie wiedzą kto jest mordercą i nie chcą wysyłać "nie potrzebnych władz, ponieważ ktoś w tym samym czasie może potrzebować pomocy". Dopiero teraz widzę jakie to było głupie, tyle ludzi by przeżyło, gdyby od razu wysłali nam pomoc, ale nie ... Moi genialni pracodawcy wpadli na wspaniały pomysł żeby zamknąć na pewien czas pizzerię. Niby dobry pomysł, ale ktoś jej musi pilnować i padło na mnie ... 
Chcąc nie chcąc musiałem przyjść bo by mnie wyrzucili, a liczy się dla mnie każdy grosz. Chwila dlaczego do tej pory nie szukałem nowej pracy? Sam teraz nie wiem, chyba byłem zbyt pochłonięty tą historią, ale nie ważne. Kiedy dotarłem na miejsce wszędzie była wywieszona taśma policyjna, środek wyglądał jakby był opuszczony w pośpiechu. Na ziemi były narysowane ludzkie sylwetki jako miejsca zabójstw. "Na szczęście policja wpadła na pomysł żeby posprzątać te ciała ..." myślałem o naszej jakże fenomenalnej policji. 
-A więc przyszedłeś...- usłyszałem głos za sobą, czy to jest mój koniec- Nie bój się nie jestem mordercą to tylko ja ...
-Jak mam się nie bać!? Gdyby to był morderca mniej bym się bał!- odparłem.
-Dlaczego zabił by cię.
-Niby tak, ale ty jesteś duchem!
-Oh, wtedy ty też stał byś się duchem- powiedziała odwracając się do mnie plecami.- I stał byś się jednym z nas ...
-Zaczynasz mnie przerażać ... Skąd mam wiedzieć, że to nie ty jesteś mordercą. 
-Na jakiej podstawie tak uważasz?- odwróciła się do mnie odchylając lekko głowę do tyłu.
-Bo nie potrafisz się pogodzić z tym, że inni żyją, a ty nie! Więc się mścisz- jej usta wykrzywiły się na te słowa. Może nie powinienem używać tak mocnych słów wobec ducha?
-Masz racje ...- co?! czy ona to właśnie przyznała!?- Ale ... Gdybym chciała kogoś zabić już wcześniej bym to zrobiła i zabiła bym cię przy pierwszym naszym spotkaniu ...
-Właściwie to ty masz rację ...
-To był on-on? wkurzają mnie takie gierki nie mogła od razu powiedzieć? Na szczęście po chwili kontynuowała- Ten sam człowiek, który nas zabił ... Nie widziałam jego twarzy, był odziany w kostium złotego królika ... 
-Z-złotego!? Przecież to firmowy kostium pracownicy go wkładają na imprezy od dzieci!
-Masz racje jeden z pracowników nie jest tym za kogo się podaje. - po wypowiedzeniu tych słów zniknęła. "Jeden z pracowników nie jest tym za kogo się podaje" ... Cholera co to może znaczyć? Klara? Nie ... Ona by czegoś takiego nie zrobiła ... Muszę uważać. Dlaczego policja się jeszcze nie domyśliła sprawcą musi być ktoś to miał dostęp do kamer i kostiumów. Tylko kto ma do tych rzeczy dostęp? Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że mogę iść do więzienia za prowadzenie nielegalnego śledztwa i za nie poinformowanie śledczych o moich spostrzeżeniach... Oni by zignorowali mnie. Powędrowałem do swojego biura. Zacząłem w zadumaniu spoglądać w kamery. "O nie!" powiedziałem sam do siebie, Toy Freedy idzie w moją stronę. Jakby tego było za mało to przy kamerze ustawionej na wejście mignęła szybko jakaś czarna figura. To są chyba jakieś jaja, mam bronić się przed tymi chorymi maszynami i w tym samym czasie walczyć z seryjnym mordercą?! Może chce zamazać za sobą ślady? Cholera dlaczego nie mam drzwi do pokoju, że też nikt nie pomyślał! Krew odpłynęła mi do mózgu i czułem wrastającą w sobie adrenalinę, słyszałem trzaski kroków Freedy'ego i kroki mordercy na raz. Nie mogłem wymyślić co mam zrobić! Przecież jak zapalę latarkę to odstraszę robota, ale przyciągnę zabójcę, jeżeli nie zapalę latarki to morderca mnie nie znajdzie, ale krzywdę mi zrobi robot! Niby nie miałem dziś nocki tylko jestem na cztery godziny, a potem zmienia mnie ten cały Vincent, ale to nie zmienia faktu, że jest strasznie ciemno i pusto na dworze! Ręce mi ciągle drżały. Brakowało mi jakiegoś mocnego uderzenia, które przywróciło by mi racjonalne, spokojne myślenie. "Czy to jest naprawdę mój koniec? Nie chce umrzeć w taki sposób, nie jako tchórz chowający się pod blatem stołu. Nie tutaj!" myślałem intensywnie "Co by pomyślał mój brat?!" Na słowo brat nagle się uspokoiłem, tak jak wcześniej nawet nie wiedziałem gdzie jestem i co się dzieje, teraz wiem. Uspokoiłem się na myśl o moim bracie, dodał mi siły już tak bardzo się nie bałem. Po raz pierwszy od dawna nie czułem się jak tchórz. Bardzo powoli i spokojnie sięgnąłem po telefon z biurka, moje ręce już nie drżały. Po przechwyceniu telefonu zadzwoniłem na policję. Przyjechali w około 10 minut, a swoimi światłami odstraszyli nie tylko włamywacza, ale też Toy Freedy'ego. 
Po przyjeździe policji zdałem relację. Gdy ją zdawałem przyszedł na miejsce Vincent. Policja odesłała go do domu, ponieważ zostaną jeszcze około dwa dni na obserwacji tego miejsca. Sam też mogłem iść do domu. Ucieszyło mnie to, ponieważ mogę na spokojnie przemyśleć wszystko i się porządnie wyspać! Nie powiedziałem policji jeszcze o moich spostrzeżeniach, postanowiłem się trochę wstrzymać i na spokojnie pomyśleć. Po dzisiejszym dniu czuję się jakbym narodził się na nowo. Jak nowy i silny człowiek!
____________________________
Od Autorki:
Cóż bardzo dawno mnie tu nie było ... Wiem o tym i przepraszam! Miałam próbne egzaminy przez ostatnie trzy dni i miałam jakąś dziwną blokadę na tą historię ... :/ 
Następnego rozdziału możecie się spodziewać jakoś od 22 grudnia do 24 w wigilię! ^^ Przypominam nie jestem właścicielką Five Nights at Freedy's tylko jestem autorką tej historii. ;D
~Kalafior

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 6 - Mętlik w głowie ...

O jejku przepraszam, że tak długo mnie nie było! Naprawdę postaram się co tydzień albo dwa pisać nowy rozdział, ale ostatnia klasa gimnazjum jest strasznie trudna. :( Postaram się też pisać dłuższe rozdziały i krótsze notki ode mnie.  xD Jeszcze raz przepraszam!!! Chcę również, że Fnaf nie jest moją grom tylko wymyśliłam tę historie! ~ Kalafior :3 
________________________

Vincent POV

To było jakże dziwne ... Ten gościu nic się mną nie przejął, może miałem za mało wściekłości w oczach? Ah nie ważne. 
Siadłem i patrzałem jak Klara myje podłogę przed otwarciem, w końcu było przed otwarciem, nie wkurzało mnie nic bardziej niż dzieciaki biegające po pizzerii. Tylko czemu? Nie miałem złego dzieciństwa, w sumie to byłem ciągle poza domu, ponieważ moja matka nie przejmowała się mną za bardzo... Siedziałem tak chwilę zadumany, gdy Klara teatralnie zakaszlała i jak spojrzałem na nią, a ona dała mi porozumiewawcze spojrzenie. Przewróciłem oczami i dałem nogi na stół i chwyciłem pierwsze lepsze czasopismo żeby je czytać. Klara podeszła i zaczęła myć podłogę. Miała bardzo skupioną minę. 
- Co sądzisz o nowym?- zapytała odrywając wzrok od podłogi i przenosząc go na mnie. 
- A co mam myśleć?- odparłem - Jest trochę nie ogarnięty i mam wrażenie, że nie skupia się na swojej robocie.- Odwróciłem gazetkę na krzyżówkę i zacząłem ją rozwiązywać. 
- Hej! Mógł byś być dla niego milszy! - wyrwała mi gazetę z ręki i spojrzała zdeterminowana w moje oczy. 
- No dobra spróbuje ... Tylko no wiesz nie za bardzo lubię być miły dla innych...
- Dlaczego? - zapytała przechylając głowę w lewo.
- Ludzie na to nie zasługują, potrafią tylko udawać miłość, a potem i tak wszystkiego się wypierają. Tylko potrafią niszczyć wszystko na swojej drodze dla własnej wygody i niszczą wszystko czego nie rozumieją. 
- Cóż masz bardzo ciekawą interpretację życia i ludzi. - spojrzała w sufit i zamrugała kilka razy.- Ja uważam, że mimo wielu wypadków ludzi, którzy są źli są też inni ludzie, którzy są wręcz przeciwnie inni.- i uśmiechnęła się do mnie.

Sam POV


Ten sam koszmar, te dziewczyna nic już nie rozumiem ... Zbliża się koniec tygodnia, a ja nic. To zaczyna się robić straszne. Wiem, że dziś mam wolne ... Z czego wychodzi, że dziś jest czwartek co oznacza, że do poniedziałku mam pracę. Może wybiorę się dziś do restauracji aby zlokalizować ducha i z nim porozmawiać, ahh jak to brzmi? "zlokalizować ducha i z nim porozmawiać" to jest śmieszne. Nic mi innego nie zostało niż czekać. Za ten czas mogłem się porządnie umyć w ciepłej wodzie oraz zjeść coś smacznego. W sumie to patrząc na to teraz to nic nie przemyślałem ... W sensie, że mało jem więc kanapka mi starczy na jeden cały długi dzień, idąc tym tropem można się domyślić, że specjalnego obiadu nie potrzebuję, a do nikogo nie mam tam specjalnie iść ... No może tylko Klara tylko zaś pojawia się kolejny problem może jej nie być w pracy albo jest w pracy i jest zajęta! A w głowie pojawia się nie ustająca myśl "jak nie spróbujesz to się nie dowiesz!" Nie lubię ryzykować, tyle w moim życiu popełniłem błędów, że mam dość ... 

Szedłem ulicą, byłem nie daleko pizzerii, minąłem panią z dzieckiem- płaczącym dzieckiem. Pani miała na sobie jasno niebieski płaszcz i miała piękne blond włosy do ramion. Były naprawdę śliczne, koloru złocistego zboża, jej dziecko czy też to dziecko, które było z nią miało krótkie brązowe włosy i strasznie płakało. Nagle po ulicy przejechały dwa radiowozy na sygnale wraz z karetką. "Nie mogą jechać do pizzerii" pomyślałem lecz skręciły w uliczkę gdzie ona się znajduje... "Nie! Nie może być!". Bez niczego, zupełnie jakby moje nogi dostały skrzydeł pobiegłem w stronę mojej pracy jak jakiś olimpijski biegacz. 
Gdy dobiegłem na miejsce pizzeria była okrążona przez tłum ludzi, jak udało mi się przez ten motłoch dobiec do taśmy policyjnej, zobaczyłem worek położony ja czyimś ciele. Podszedłem do policjanta, który spisywał miejsce zdarzenia.
-Przepraszam- powiedziałem spokojnie-Wiadomo co się stało?
-Nie, niestety. Ofiarą morderstwa padła jedna ze sprzątaczek, niestety nie udało nam się jeszcze identyfikować kim ona jest, ponieważ ma całą zmasakrowaną twarz.- powiedział i odszedł ode mnie by uspokoić tłum gapiów "Proszę stąd odejść! Tu naprawdę nie ma nic do oglądania!". Zacząłem się po chwili zastanawiać kim mogła być ta kobie ...- KLARA! O nie tylko nie ona! Podbiegłem jak szalony do policjanta. 
-Czy ta kobieta miała blond włosy wpadające w biel?- zapytałem
Policjant spojrzał na mnie jak na wariata, ale jednocześnie było widać, że w jego oczach nie jestem podejrzany. - Nie, nie miała brązowe. - odpowiedział dość zimno i ponownie odszedł ode mnie. Szczerze mówiąc użyło mi, że to nie była Klara.