wtorek, 2 lutego 2016

Rozdział 10

Krople deszczu odbijały się o parapet zza okna, dając pusty, przyjemny dźwięk. Nie potrafiłem ruszyć się z fotela, a w rękach trzymałem zdjęcie ze mną i moim bratem. Od ostatniej nocy wiele się zmieniło, nie mogę przestać o tym myśleć. Czy możliwe, że duch Klary jest uwięziony w Mangle? 
Sam nie wiem....
Nie jestem żadnym medium, czy coś w tym rodzaju, jednak po ostatnich zdarzeniach nie jestem już niczego pewien. Nie ... Jestem pewien tylko jednej rzeczy ... Chcę złapać sprawcę. Tylko, że tak się w tym wszystkim się zagubiłem nic ze sobą się nie łączy ... Jedyną osobą, której mogę ufać jest Mike, Klara coś ukrywała i nigdy się nie dowiem co ... Dlaczego nie mogłem jej uratować!? Dlaczego nie mam już sił!? Tak siedziałem w fotelu przez dwie godziny, nie mogąc powstrzymać spadających łez. Poszedłem do łazienki, bo wypadało by się odświeżyć, ogolić itp. Poszedłem więc nie udolnie do małej łazienki, otworzyłem szafkę zza lustrem. Żyletki ... Wziąłem jedną, bezmyślnie położyłem rękę na kranie i przyłożyłem żyletkę do żył. Lekko przycisnąłem i krew powoli zaczęła spływać w dół mojej ręki. Szybko się opamiętałem. Włożyłem rękę pod bieżącą wodę w celu wypłukania rany i owinąłem bandaż wokół nadgarstka. Co ja robię? Przecież to nie jest to czego chcę! nie wrócę do tego co kiedyś! Nie teraz, dwa razy nie mogę popełnić tych samych błędów. Skoro Klary nie mogłem uratować, to muszę chociaż spróbować uratować siebie. Rozwiązał bym tę sprawę, ale nie mam punktu zaczepki...
Chwila! Te wizje, we wszystkich pojawiał się ten człowiek w fioletowym stroju! On jest mordercą, zabijał wszystkich po kolei, ale kto jest tą osobą? Problem leży w tym, że ani razu nie widziałem jego twarzy. Może uda mi się rozpoznać po posturze i wzroście? W prawdzie to będzie trudniejsze, ale to zawsze jakiś progres. Najpierw też muszę zrobić notatki! To pomoże mi wszystko uporządkować. Jednak jakieś przyzwyczajenia biurowca mi zostały.
Po zrobieniu notatek wiedziałem, że mogę odetchnąć i przeanalizować je jeszcze raz. Na pierwszej kartce byli podejrzani, znajdował się tam Mike, Vincent, gościu od telefonu oraz Klara, chociaż przekreśliłem ją czerwonym kolorem, ponieważ też mogła brać udział w zbrodniach. Vincent dziwnie się zachowuje, a Mike mógł oszaleć po wydarzeniach jakie go spotkały i zrobić to w afekcie. Jedynym problemem był gościu od telefonu, nic o nim nie wiem. Równie dobrze to może być Vincent lub Mike, albo ktoś z poza pizzerii. Najlepiej pójdę do pizzerii i się tam rozejrzę. 
Wyszedłem z mojego małego mieszkania i poszedłem w dół, czyli tam gdzie znajdowała się nowa restauracja. To było jakieś sześćdziesiąt metrów od mojego domu, więc jakieś dziesięć minut spokojnego marszu w deszczu. Ulice były puste, tylko od czasu do czasu przejechało jakieś auto. Na drogach było ślisko, więc mało osób ryzykowało wypadkiem. Z daleka przez deszczową zasłonę można zobaczyć światła pizzerii. Nawet z daleka widać bawiących się zza okna ludzi. Tym bliżej się podchodziło, wyraźniej widoczna była scena z tańczącymi robotami. Wszedłem do środka i powoli poszedłem do pokoju dla personelu. Było tam ciemno, jednak widziałem śpiącego Vincenta z nogami na stole. Zapaliłem światło, a on tak się wystraszył, że spadł z krzesła. 
-Co ty do jasnej anielki odwalasz?! 
-Nic.- wzruszyłem ramionami i podszedłem do mojej szafki.
-To nie twoja zmiana, przecież wiesz.- posłał mi złowrogie spojrzenie. 
-Wiem.-zignorowałem jego spojrzenie.- Przyszedłem tylko po moje rzeczy, które zostawiłem wczoraj. Chyba, że nie chcesz żebym zobaczył co ukrywasz?
-Co niby masz na myśli? Jestem otwarta księgom. 
-Każdy ma jakąś swoją tajemnicę...
-Jest kilka rzeczy, z których nie jestem dumny, jednak niczego nie żałuje.
-Ja też niczego nie żałuję.-wstał i oparł się o biurko ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.- Nie mam niczego konkretnego do stracenia. 
-A życie?
-Za takie życie jakie miałem to ja bardzo dziękuje. 
-Co masz na myśli?
-Powiem tak: ojca nigdy nie miałem, matka mnie nienawidziła.-powiedział patrząc w dół. Starał się ukryć smutny ton głosu, ale mu się nie udawało.
-A Klara? Nie była dla ciebie przyjaciółką?
-Nie wiem...-odwrócił się do mnie tyłem.-Możliwe.
-No nic, nie ma tu tego czego szukałem. Muszę iść do znajomego.
-Znajomego?- odwrócił się z ciekawością.-Szczerze nie wyglądasz na kogoś kto ma znajomych. 
-A ty jak zwykle miły, jak widzę.-rzekłem sarkastycznie.- Pewnie ku twojemu zdziwieniu powiem ci, że mam kilku znajomych.
-Zadziwiające...-podrapał się w brodę.- Jeżeli się nie obrazisz muszę wrócić do pracy.
Podszedł do swojego biurka i zaczął przeglądać kamery, obok leżała gazeta, więc pewnie kiedy nikt nie patrzy to czyta najnowsze wyniki sportowe. Zdziwiło mnie to, że chciał za wszelką cenę zobaczyć co robię przy mojej szafce. Może coś w swojej ukrywa? Jego zmiana kończy się za jakieś dwie godziny, może opłaca mi się iść do domu, ale postanowiłem iść do jakieś kawiarni. Właśnie zaczynał się mecz i miło jest go oglądać w towarzystwie nawet obcych ludzi. 
Kawiarnia już była pełna, na szczęście jeden stolik stał pusty, umiejscowiony został gdzieś w rogu na końcu. Za ladą stała starsza pani, widać czasem uśmiech na jej twarzy kiedy patrzy na wiwatujących z gola młodych ludzi. Bardzo przypominała mi moją mamę, która umarła gdy miałem piętnaście lat. Bardzo dobrze ją pamiętam, krótkie brązowe włosy, zielone, błyszczące, dobre oczy i nawet do końca uśmiechnięta. Ach, teraz jak o tym myślę to brakuje mi jej głosu, śmiechu i pysznego ciasta. Kelnerka chyba zauważyła mój stęskniony wzrok i posłała mi ciepły uśmiech. 
***
Mecz wygrała jak zawsze nasza drużyna. Wszyscy ludzie trochę pijani i szczęśliwi wychodzili grupowo z kawiarni, zostawiając pieniądze na stoliku z napiwkami dla kelnerki. Spojrzałem na zegarek, była 19, zmiana Vincenta już się pewnie skończyła. Nie wiedziałem gdzie on mieszka, więc musiałem poczekać jakieś pół godziny za nim zacznę iść do pizzerii, nie chciałem na niego wpaść i powiedzieć ponownie, że czegoś zapomniałem. Pewnie zaczął by coś podejrzewać, a na głupiego nie wygląda. 
Minęło już te półgodziny, więc założyłem kaptur na głowę i zacząłem iść w dół ulicy w stronę restauracji. Nie świeciły się żadne lampy, dobrze, że mam swoje klucze... Otworzyłem drzwi na zapleczu, musiał ktoś być! To nie możliwe żeby było tu pusto skoro trzeba pilnować robotów! Drzwi się nagle za mną zatrzasnęły z hukiem.
-A więc przyszedłeś.-Odwróciłem się i zobaczyłem znaną mi dziewczynę
-My...Myślałem, że zniknęłaś.
-Nie tylko ty ... Nie wiem dlaczego, ale nagle straciłam kontakt z tobą. Jak bym została uwięziona w jakimś ciele. Zawładnęła mną chęć zemsty.
-Przecież jesteś duchem ...
-Tak, ale nie przeżyłam swojego życia. Dusze ludzi, którzy zostali zabici są powiązane na wieczność ze swoim ciałem i nie mogą opuścić ziemi. Tak samo jest, gdy ktoś miał jakieś nie dokończone sprawy.
-Chcesz powiedzieć, że nawet, gdy dowiem się kto was zabił i zostanie ukarany, nie zaznacie spokoju?
-Nie.-zamknęła oczy i przemówiła dalej-Tak jakby widzę bramy miejsca gdzie się udam, lecz nie mogę się tam dostać, ponieważ jestem tu uwięziona. Gdy dowiesz się kto to zrobił będę mogła odejść.
-Chwila, ale co mogę zrobić? Nie mam żadnych podstaw!
-Otwórz szafkę z numerem 21 i sam się przekonasz.
-Czekaj!- przerwałem-Co zrobiliście ze stróżem dzisiejszej nocy?
-Powiedzmy, że tam się wystraszył, że zamknął się w toalecie.- mówiąc to zniknęła. Postanowiłem posłuchać jej porady i otworzyć szafkę 21. Była pusta, a na dole leżał tylko kluczyk z doczepioną kartką: "Apartament 1313- East River" ... 1313? Ciekawe liczby, czy wchodząc tam ktoś mnie zabije czy jakiś duch mnie opęta? Jutro mam dzień wolny, więc pojadę tam. 

_________________________
Od Autorki: No! No i jest kolejny rozdział. Wiem, że długo wychodził, ale myślę również też jak dalej poprowadzić fabułę. :) Mam nadzieję, że się podoba! Przypominam, że jestem tylko autorką tej fanowskiej historii, a oryginał należy do Scotta Cawthona! 
 ~Kalafior

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz